Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u pięcioletniego dziecka rączek i paluszków, jak winograd.
Ale gdyby ją kto chciał uważać jako posąg, to byłaby posągiem gracji i harmonji. Dość słusznemu wzrostowi odpowiadała wielkość głowy, wielkości głowy — owal twarzy i jej proporcjonalność. Wszystko to razem wziąwszy, harmonizowało z ramionami, ramiona — z całością figury.
Kto ją tylko spotykał, nawet najbardziej roztargniony, chwilowo zatrzymywał się przed tą istotą tak prawdziwie artystycznie zbudowaną.
Nos tworzył ledwie widocznie wypukłą delikatną linję, usta cienkie i przeważnie ściśnięte — oznaka zawsze w jakimś kierunku zwróconej myśli. Ta sama obecność żywej myśli widoczna była w bystrem, zawsze czujnem spojrzeniu, jej ciemnych szaro-błękitnych oczu, przed któremi nic nie przeszło obojętnie. Brwi nadawały szczególniejszy wyraz oczom: nie były one łukowate, nie zaokrąglały oczu, nie były cieniutko sztucznie ułożone, ale przedstawiały się jako duże, jasne, puszyste wstążeczki, o włosach prosto stojących; lecz rzadko były symetryczne; jedna była ledwie dostrzegalnie wyższą od drugiej, a nad nią był ledwie widoczny fałdzik, który zdawał się mówić, że tu myśl się kończy.
Idąc, Olga lekko nachylała głowę naprzód — głowę pełną wdzięku i szlachetności, osadzoną na cienkiej, dumnej szyi. Poruszała się całem ciałem, idąc lekko, prawie niewidocznie.
— Dlaczego ona wczoraj tak uporczywie patrzyła na mnie? — myślał Obłomow. — Andrzej zaklina się, że ani o skarpetkach, ani o koszuli jeszcze nie mówił, ale opowiadał tylko o przyjaźni z nim,