Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co? Co? — groźnie przemówił Obłomow, podnosząc głowę.
— Dlaczego pan nie wstaje? — miękkim głosem odezwał się Zachar.
— Nie! Ty jak powiedziałeś? Co? Jak ty śmiesz tak przemawiać?
— Jak?
— Po grubjańsku!
— Ależ to panu przez sen tak się wydało! Jak Boga kocham, przez sen!
— Myślałeś, że śpię? Ja nie śpię, wszystko słyszę...
Ledwie to wymówił, znowu zasnął.
— Ha! — mówił Zachar w rozpaczy — biedna moja głowa! Poco leżysz, jak kłoda! Na ciebie przykro patrzeć. Spójrzcie dobrzy ludzie — tfu!
— Proszę wstawać, wstawać! — nagle przemówił przestraszonym głosem. — Ilja Iljicz, proszę spojrzeć, co się koło pana dzieje!
Obłomow szybko podniósł głowę, spojrzał dokoła i znowu, westchnąwszy głęboko, położył się.
— Zostaw mnie w spokoju! — rzekł poważnie. Kazałem ci się zbudzić, a teraz zmieniam rozkaz — słyszysz! Sam się obudzę, kiedy zechcę.
Czasem Zachar odejdzie, powiedziawszy tylko:
— Zdychaj! Czort z tobą!
Innym razem uprze się przy swojem. I teraz się uparł.
— Proszę wstawać! Proszę wstawać! — krzyknął na całe gardło, uchwyciwszy Obłomowa obiema rękami za połę i za rękaw.
Obłomow nagle i nieoczekiwanie skoczył na równe nogi i rzucił się na Zachara.