Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Światowa kobieta — zauważył jeden ze słuchaczy. — Przed trzema laty ona także wymyśliła ślizgawkę z gór... wtedy, kiedy Łuka Sawicz czoło sobie rozbił.
Wszyscy ożywili się nagle, spojrzeli na Łukę Sawicza i śmiać się poczęli.
— Jak to było, Łuka Sawicz, opowiedz nam — mówi Ilja Iwanowicz i śmieje się do rozpuku.
— O czem tu gadać! — odpowiada Łuka Sawicz trochę zagniewany. — Wszystko to wymyślał Aleksiej Naumycz. Nic podobnego nie było wcale.
— He! — odezwali się wszyscy chórem. — Jakto nic nie było! Przecież my żyjemy jeszcze i pamiętamy... A łeb, łeb... dotychczas szramę widać!
I znów śmiech powszechny.
— Jest tu się z czego śmiać... — stara się przerwać ten wybuch Łuka Sawicz. — Jabym... i nie tego... ale ten Waśka zbój... saneczki stare podsunął... rozlazły się pode mną... a ja wtedy...
Powszechny śmiech zagłuszył jego opowiadanie. Nadaremnie usiłował dokończyć historję wypadku, śmiech opanował całe towarzystwo, przeszedł do przedpokoju, do garderoby, ogarnął dom cały. Wszyscy przypomnieli sobie zabawny wypadek, i śmiali się długo, ciesząc się, jak bogowie olimpijscy. Ledwie śmiech przygłuszy się nieco, znowu ktoś doda jakiś szczegół — i znowu wybuch.
Wkońcu z trudem uspokoili się wszyscy.
— A teraz na święta będziesz saneczkował, Łuka Sawicz? — spytał pomilczawszy chwilkę Ilja Iwanowicz.
Znowu wybuch śmiechu, trwający dziesięć minut.
— A możeby kazać Antypce w czasie postu znowu górkę do saneczkowania przygotować? —