Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tyle razy zatroszczy się myślą o naprawie: każe zawołać cieślę, poczną radzić, jak lepiej: zrobić nową galerję, czy też i resztę usunąć? Potem odeśle go do domu, powiedziawszy:
— Wracaj sobie, a ja pomyślę.
Trwało to tak długo, aż kiedyś Waśka czy Mot’ka doniósł Obłomowowi, że kiedy on, Mot’ka, dziś rano oglądał resztkę galerji, rogi zupełnie odeszły od ściany i lada chwila druga część się zwali.
Zawołano wtedy cieślę na ostateczną naradę i zdecydowano rozwalonemi częściami podeprzeć pozostałą jeszcze galerję, co też ku końcowi miesiąca zrobiono.
— Znowu będzie wyglądać galerja, jak nowa! — mówił stary do żony. — Spójrz tylko, jak Fiedot pięknie rozstawił bierwiona, jak kolumny w domu naszego marszałka szlachty. Ot, teraz i pięknie — znowu na długo!
Ktoś mu przypomniał, że przy tej sposobności dobrze byłoby poprawić bramę i ganek, bo pomiędzy stopnie włażą do piwnicy nietylko koty, ale i świnie.
— Tak, tak, trzeba — troskliwie zauważył Ilja Iwanowicz i poszedł zaraz oglądać ganek.
— W samej rzeczy, widzisz, jak to się wszystko zupełnie rozchwiało — mówił, poruszając ganeczek nogami, jak kołyskę.
— Ale on odrazu, jak go zrobiono, chwiał się — zauważył ktoś.
— Cóż, że się chwiał — odpowiedział Obłomow, — ale przecież się nie zawalił. Szesnaście lat bez poprawy stoi. Dobrze go wtedy zrobił Łuka! To był dopiero cieśla nielada! Umarł... niech mu Pan