Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się jednakową, nieprzerwaną nicią, która się prze cina niewidzialnie tylko śmiercią.
Prawda, przychodziły niekiedy i inne troski, ale Obłomowcy znosili je z wytrwałością, pełną stoicyzmu. Troski, pokręciwszy się nad ich głowami, odlatywały, jak ptaki, które przyleciawszy do gładkiej ściany i nie mając gdzie się przytulić, uderzą skrzydłami o gładki kamień — i odlecą.
Tak, naprzykład, pewnego razu zawaliła się część galerji jednego domu, grzebiąc kwokę z kurczętami. Byłoby się dostało i Aksinji, żonie Antypa, która usiadła była pod galerją, lecz w tym czasie, na szczęście swoje, odeszła.
Gwałt zrobił się w domu. Zbiegli się wszyscy od wielkiego do małego, przestraszeni, wyobraziwszy sobie, coby to było, gdyby zamiast kwoki z kurczętami, przechadzała się, tam sama barina z Ilją Iljiczem.
Wszyscy krzyknęli z podziwu i poczęli jedni na drugich zwalać winę, że nikomu do głowy nie przyszło przypomnieć — kazać naprawić — naprawić wreszcie.
Wszyscy się dziwili, że galerja się zawaliła, a dzień przedtem dziwiono się — jak to ona tak długo się trzyma!
Rozpoczęły się troski i kłopoty na temat, jak ją naprawić, litowano się nad kwoką z kurczętami i wszyscy powoli rozeszli się do swoich kątów, surowo zabroniwszy podprowadzać tutaj Ilję Iljicza.
Następnie, po trzech tygodniach kazano Andruszce, Petruszce i Waśce uprzątnąć zwalone deski i balaski i zanieść je do szopy, ażeby nie leżały na drodze. Tam leżały spokojnie do wiosny.
Stary Obłomow, ile razy ujrzy je przez okno,