Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
44.

Ci przedsię w ciemnem idą cicho mroku —
Straż w larmę biie, hasła iuż nie bada;
Ale cna para cicho więcey kroku
Nie niesie y iuż więcey się nie skrada,
Iako więc piorun Iowiszów z obłoku
Razem się błyska y grzmi y wypada,
Tak y ci razem do strażey skoczyli,
Razem natarli, razem się przebili.

45.

Przez tysiąc mieczów ostrych prześć musieli,
Y to, na co się udali — sprawili:
Do przypraw, które od Izmena mieli,
Nagotowane knoty przyłożyli.
Zaiął się ogień, y tak iako chcieli,
Ogromną wieżę iemi zapalili.
Płomień się szerzy, gęste dymy wstaią
Y iasne twarzy gwiazdom zasłaniaią.

46.

Widać: a ono, okrutne płomienie
Idąc ku niebu z dymem się mieszaią,
A z którey strony wiatr na wieżę wienie —
Błędne się ognie do kupy zbieraią.
Światła niezwykłe — nocne pędzą cienie,
Y Chrześciany blaskiem urażaią;
Gdzie poyrzysz wszędzie strach między namioty:
Giną w godzinę tak długie roboty.