Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
95.

Cna bohatyrka tam koń obróciła,
Gdzie przed niem z wielkiem lud uciekał strachem;
Y natarwszy nań krwie mu utoczyła,
Dosiągszy boku lewego pod blachem.
Poznał ią zaraz po stroiu, kto była,
Y krzyknie: „Anoż pani duszka z gachem!
Twoia rzecz igła, kądziel y wrzeciono,
Nie woyna, nie bóy, nie miecz, dobra żono“.

96.

Znowu go w gębę pchnąć Gildippa chciała,
Lecz uprzedziwszy, iego szabla spadła,
Y przeciąwszy blach, w zanadrze ciąć śmiała,
Gdzie tylko miłość swoie rany kładła.
Wodzę nieboga nagle upuszczała,
Y pochylona coraz bardziey bladła.
Patrzy Odoard na to, nieleniwy
Ale obrońca raczey nieszczęśliwy.

97.

Niewie, co czynić nędzny, w różne strony
W iednem go czasie żal y gniew prowadzi:
Żal każe wesprzeć pochyloney żony,
Gniew mu do pomsty, co nayprętszey, radzi.
Lecz od miłości życzliwey uczony,
Pospołu z gniewem żalowi poradzi:
Lewą iey ręką wspiera y ratuie,
Prawą na pomstę razem wyprawuie,