Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
89.

Gdy się tak Raymund, hańby swey gniewliwy,
Nad głowami mścił co nazacnieyszemi,
Uyrzy — a ono król się sam szedziwy
Mężnie potyka między przednieyszemi.
Skoczy do niego y w czoło — straszliwy —
Co raz go biie razami cięszkiemi:
Że legł nakoniec; y którey beł panem
Ziemie — ukąsił zębem rozgniewanem.

90.

Gdy obu wodzów poganie stracili,
Widziałbyś ich beł z różnemi myślami:
Iedni, kiedy iuż o sobie zwątpili,
Oślep na miecze wpadali piersiami;
Ku zamkowi się drudzy obrócili,
Wspieraiąc zdrowia mdłenai nadzieiami,
Gdzie spół zmieszani wpadli Gaskończycy,
Y koniec kładli chwalebney zdobyczy.

91.

Iuż zamek wzięto y ieśli beł który,
Co się śmiał oprzeć, zaraz beł zabity.
Iuż Raymund wielki proporzec na mury
Niósł, dawaiąc znać, że zamek dobyty;
Y przeciw woyskom — tryumphalny z gury
Krzyż, znak zwycięstwa — ukazał rozwity;
Lecz tego Sułtan nie widzi ochocy,
Bieżąc do bitwy, co iedno ma mocy.