Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
26.

Bo miasto na szturm z każdey inszey strony
Mało co dbało y beło bespieczne.
Tam beł nietyłko żołnierz obrócony
Y co mężnieysze pospólstwo tameczne,
Ale y starych z dziećmi do obrony
Ostatniey słało szczęście ostateczne.
Przy których duższem słabszy y podeśli
Siarki przyprawne y kamienie nieśli.

27.

Mur od równiny różnemi broniami
Obwarowany dobrze, mniey się boi.
Tu z ogromnemi Sułtana piersiami
Po pas z daleka w świetney widać zbroi;
Tu Argant między mocnemi basztami,
Wielkiemu równy olbrzymowi, stoi —
Tam co naywyższey w temże mieyscu wieże
Narożney, mężna bohatyrka strzeże.

28.

Saydak z niey wisi, a na bok cierpliwy
Złotem oprawną szablę przypasała
Y widać beło — kiedy swóy łuk krzywy
Zdaleka dziewczą ręką wyciągała
Y przyłożywszy strzałę do cięciwy,
Nieprzyiacielskich wodzów pilnowała.
Tak więc swe strzały niedościgłe oku
Królewna z Delu posyła z obłoku.