Strona:PL Giacomo Casanova - Pamiętniki (1921).djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzwi sieni, niebawem też ukazały się Anita i Marjeta. — Gdzież jest Aniela? — Nie mogła przyjść — odpowiedziały. — Ależ ona drwi ze mnie, złapała mnie podstępem, aby znowu tryumfować nademną. Wiedziała, że jabym także nie pozostał jej nic winnym. — O! bardzo wątpię! — rzuciła Anita. — Nie powątpiewaj piękna Anito. Niechże cię przekona o tem, miła noc, jaką przepędzimy. — Ha! stosujesz się pan do tego co jest. Jednakże, pan będzie spał tutaj, my zaś na kanapie w drugim pokoju. Wśród uroczej pogadanki, skłoniłem dziewczęta, aby zjadły ze mną kolację, którą przyniosłem ze sobą. Przyniosły trzy nakrycia, chleb, ser parmezański i wodę. Śmieliśmy się wszystko troje i zabrali do dzieła. Nie przywykły do wina, toteż rozochociły się rozkosznie. Patrząc na nie, dziwiłem się, że nie zauważyłem wpierw ich wdzięków. Po naszej milutkiej biesiadzie usiadłem pomiędzy Anitą i Marjetą i całując kolejno ich rączki, pytałem, czy zechcą być mojemi prawdziwemi przyjaciółkami i czy pochwalają postępowanie Anieli. Odpowiedziały zgodnie, że wzruszyłem je do łez. — Pozwólcie mi więc mieć dla was tkliwość brata — ciągnąłem dalej, — za którą proszę w zamian o siostrzane uczucia wasze. W niewinności naszych serc, przyrzeknijmy sobie dozgonną wierność.
Ucałowałem je po raz pierwszy, i nie był to pocałunek ani kochanka, ani uwodziciela, zaiste. Lecz te niewinne pocałunki wznieciły w nas wkrótce płomienie. Zadziwiły nas one niemało, patrzyliśmy przeto na siebie milcząc, z minami poważnemi. Anita i Marjeta wkrótce potem wyszły z pokoju, zostawiając mnie z memi myślami. Byłoż w tem co dziwnego, że zakochałem się w obu uroczych dziewczątkach? Ładniejsze były od Anieli, Anita przewyższała ją ponadto dowcipem, Marjeta, łagodną naiwnością. Nie byłem na tyle zarozumiały, aby myśleć, że mnie pokochały. Sądziłem jednak, że moje pocałunki rozpłomieniły je tak samo, jak mnie ich pieszczoty. Postanowiłem oszczędzać ich niewinność, aby się samemu sobie nie stać wstrętnym.
Gdy więc powróciły znowu, przyrzekłem sobie, nie narażać się na słodycz ich całusów. Przepędziliśmy godzinę, mówiąc o Anieli. — Nie chcę jej już więcej widzieć — rzekłem. — Jestem przekonana, że ona pana kocha — powiedziała Marjeta, ze swą nieporównaną naiwnością. — Bo kiedy u nas nocuje, to tak mnie ściska i nazywa swoim kochanym abbate. Anita poczęła się śmiać, przysłaniając siostrze rączką usta. Lecz ta — naiwność, tak bardzo mnie podnieciła, że ledwie zdołałem zapanować nad sobą, Prawi-