Strona:PL George Gordon Byron - Manfred.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A więc nie dziw się księże z tego jak ja żyję,
Lecz z tego, żem przed życiem zeszedł do mogiły!
A jednakże jak widzisz chodzę po téj ziemi!!!

KSIĄDZ.

Hrabio chciéj mnie posłuchać!...

MANFRED.

Starcze! dość już tego;
Wiem, żeś wstąpił w me progi z myśli szlachetnemi,
Poważam włos twój siwy, i zapału twego
Nie naganiam! Jednakże próżne twoje mowy,
Bo nie jestem ja z rzędu ludzi łatwéj wiary!
Przez wzgląd na twą prostotę od dalszéj rozmowy
Uwalniam ciebie!... Bądź zdrów!

(Manfred wychodzi.)
KSIĄDZ.

Namiętności miary
Wezbrane, szatanowi tę duszę wspaniałą
Oddały; — i w tym jednak niepojętym stanie
Jak cnót wiele?... Ah jaką zasługą i chwałą
Byłoby do dróg Twoich nałożyć go Panie!
W tym prochu jaka światłość? jaka moc zapału!
Bezczynnie wielkie cnoty leżą na dnie serca,
Wplecione w matnią błędów serdecznego szału!...