Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wskazałam, bo nie mogłam wyrzec słowa.
Zwróciłyśmy się w przeciwną stronę, trzymając się wciąż szosy; po jakiejś godzinie skręciłyśmy w stronę góry i wdrapywałyśmy się na nią, nie dając sobie chwili wypoczynku, ażeby przed brzaskiem dnia ujść jak najdalej. Nareszcie zaczęłyśmy szukać jakiej kryjówki gdziebyśmy mogły trochę odpocząć.
Dopiero teraz odważyłyśmy się zamienić szeptem myśli. Amanda powiedziała mi, że zamknęła na klucz drzwi pomiędzy moim a jego pokojem, a także pomiędzy tym ostatnim i salonem i klucze ze sobą zabrała.
— Za dużo ma na głowie dzisiejszej nocy — mówiła — żeby się panią zajmować, przypuszcza zapewne, żeś we śnie pogrążona. Zauważą najprzód moją nieobecność, ale sądzę, że w tej chwili wiedzą już o naszej ucieczce.
Przypominam sobie, że na te słowa zaczęłam ją prosić, byśmy uciekały dalej, nie tracąc drogocennego czasu; ona jednak wcale nie zwracała uwagi na moje nalegania, tak była zajęta wyszukiwaniem kryjówki. Nie mogąc nic wynaleźć, zrozpaczone poszłyśmy dalej przed siebie. Góra osuwała się nadół i w biały dzień znalazłyśmy się w wąskiej dolinie; rączy potok płynął z boku, o jakąś milę dalej widać było wznoszące się dymy z kominów położonej tam wioski; młyn wodny obracał w bliskości swoje koło. Starając się ukrywać pod krzakami i drzewami, przesunęłyśmy się koło młyna ku sklepionemu mostowi, który łączył zapewne wioskę z młynem.
— Tu będzie dobrze — rzekła — i zeszłyśmy w zagłębienie, a wdrapawszy się na wystające ka-