Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szli wszyscy razem do korytarza zostawiając mnie samą w ciemności z nieboszczykiem.
Albo teraz, albo nigdy! pomyślałam sobie; a jednak nie mogłam się ruszyć. I nietyle zdrętwienie moich skurczonych członków, ile świadomość bliskości tego ciała, obezwładniała mnie w zupełności. Zdawało mi się, a dotąd nie jestem pewną czy mi się tylko zdawało, że ręka tego biedaka poruszyła się, podniosła, jakgdyby błagając litości, poczem opadła w niemej rozpaczy. Wtedy nie mogłam się powstrzymać od przeraźliwego okrzyku, i mój własny głos, mocno zmieniony przywrócił mi władzę. Odsunęłam się o ile możności jak najdalej od ciała, w obawie żeby mnie ta biedna martwa dłoń nie uchwyciła, wypełzłam z pod stołu i podniosłam się opierając o niego, nie wiedząc co dalej począć. Omdlewałam prawie, kiedy usłyszałam z poza drzwi cichy głos Amandy szepcący: „proszę pani“. Wierna ta istota czuwała, ujrzawszy tych trzech łotrów jak z korytarza przeszedłszy przez dziedziniec udali się do drugiego skrzydła zamku, i usłyszawszy mój okrzyk przyszła na palcach pod drzwi gabinetu. Jej głos dodał mi siły, poszłam jak zahipnotyzowana, kierując się dźwiękiem posłyszanego głosu, oraz słabym odblaskiem światła, wciskającego się przez szczelinę; z nadludzkim wysiłkiem, wiedząc że o życie chodzi, otworzyłam drzwi i padłam w jej objęcia, ściskając ją z całej siły, wpijając prawie palce w jej ciało. Niesyknęła nawet, lecz wziąwszy mnie w ramiona zaniosła do mojego pokoju i położyła na łóżku. Był wielki czas, gdyż całkowicie straciłam przytomność; pierwszem uczucie, gdym ją odzyskała, była szalona trwoga, że mój mąż jest w pokoju, że się ukrył, czekając na pierwsze moje