Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czytano głośno, przedrwiwając i wyśmiewając każde wyrażenie. Kiedy doszli do ustępu dotyczącego małego Maurycego, synka nieboszczyka, który z matką bawił u krewnych, zaczęli brać na fundusz pana de Tourelle, przepowiadając mu, iż niedługo i on będzie odbierał listy pełne takich banialuk. Jego cyniczna, oburzająca odpowiedź sprawiła, że nienawiść, jaką czułam dla niego, przewyższyła moją trwogę. Kiedy już byli syci brutalnej wesołości i wstrętnych żartów, zaczęli oceniać zegarek i klejnoty, rachować pieniądze, przeglądać papiery, poczem postanowiono, że zwłoki muszą być pochowane przed nadejściem brzasku. Nie zostawili go na miejscu zbrodni, z obawy, żeby go kto nie poznał i żeby śledztwo na ich trop nie naprowadziło. Zmiarkowałam z ich rozmowy, iż bardzo im o to chodziło, żeby w bliskości Les Rochers było zupełnie spokojnie, ażeby nie ściągnąć uwagi żandarmów. Naradzali się, czy zająć się pogrzebaniem zaraz, czy też wpierw udać się przez korytarz do śpiżarni zamkowej, żeby głód zaspokoić. Wytężyłam słuch i umysł z całej siły, gdyż chwilami wyrazy obijały się o moje uszy tak, że niedobrze rozumiałam ich znaczenie, chwilami musiałam się gwałtownie wstrzymywać, ażeby ich głośno nie powtarzać. Sądzę, że tylko instynkt samozachowawczy utrzymywał mnie w spokoju i przywoływał do przytomności. Teraz więc zrozumiałam, że otwiera się dla mnie jedyna szansa ratunku, obawiałam się tylko, żeby mój mąż nie poszedł przedtem do swojej sypialni i zajrzawszy przez drzwi nie spostrzegł mojej nieobecności. Odezwał się nawet, że musi iść umyć ręce (zapewne krwią splamione), ale drwiący śmiech towarzyszy powściągnął go od tego i wy-