Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśliłby się nigdy, iż dzieje się to wszystko po raz ostatni.
Lilith, ubrana całkowicie, weszła do pokoju, w którym siedzieli panowie, z swym powabnym uśmiechem przywitała się z nimi i zaczęła rozmawiać z swobodą i złośliwością, chwilami dochodzącą do umyślnego cynizmu.
Adam nie spuszczał z niej oczu, doszczętnie przygnębiony, nie mógł się zdobyć na odrobinę humoru. Ci mężczyźni, widzący go po raz pierwszy w życiu, zauważyli, iż coś się tu musiało stać... i cały stosunek, jaki istniał między nim i Lilith, wyczytali z jego nie umiejących kłamać oczu.
Wszyscy razem wyszli, zachmurzyło się i deszcz zaczął padać, przyczem wiatr rozbijał te dżdżowe krople i rzucał im w twarze z dokuczliwością. Lilith szła w inną stronę, aniżeli Adam, zatrzymali się więc. Podała mu rękę, nie podnosząc nań oczu, choć czuła jego umęczony wzrok na swej twarzy, była obojętna, zimna; palce Adama drżały, trzymał w nich rękę Lilith długo, pragnąc ją pocałować, nie odważył się jednak na to.
Ona, nie podniósłszy nań oczu i nie