Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brzmiewającym śmiechem, w którym nie było nawet szyderstwa, przeciwnie, same czyste tony szczerego rozbawienia.
W chwili tej Adam wydał się jej istotnie śmiesznym i gdyby nie był tak bezwzględnie i tak porywająco pięknym, uczułaby do niego to, co jest najbardziej poniżającem, to, co jedynie istota wyższa może czuć względem niższej, to jest pogardę. Ona jednak uczuła dla niego litość.
— Co się stało? — dał się słyszeć głos Woltowej.
— Jestem zamknięty, nie mogę się wydostać — zawołał, nie zdając sobie absolutnie sprawy z sytuacji, w jakiej się stawiał.
— To niech pan drzwi wywali — wołała Woltowa.
Lilith stała na środku pokoju i, obracając klucz w ręku w kółko, zanosiła się od śmiechu.
Nie oprzytomniło to jednak Adama, nie odczuwał całej śmieszności, na jaką się narażał.
Istotnie, był nad wyraz zabawnym, ten smukły, o połowę wyższy od Lilith mężczyzna, który czuł się wobec niej tak bezsilnym, że jedynie zdolnym do przyzy-