Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rosą fijołki, gdy czują nad sobą bezwzględną, zaborczą rękę, wydawało się, iż pachną, jak one, i strwożone, wołają:
— Miłosierdzia!
Nastała chwila ciszy tak przeciążonej, że zda się można było dosłyszeć szelest rzęs drgających i niemy szept tych dwu par oczu, które wpojone w siebie, nie zdolne były się rozerwać. Rozpowiadały wszystko, co w duszach tych ludzi się mieściło i przywiodło im wszystko, cokolwiek z sobą przeżyli. W spojeniu tem doznawali męczącej, wprost niedościgłej realnie pieszczoty, rozkoszy tej, co była i tej, która być mogła.
Źrenice Adama stopniowo zwężały się, mdlejąc od nadmiaru wysiłku.
Lilith nanowo ujęła go za ręce, które udało mu się przed chwilą oswobodzić. Drgnął, wysmukła jego postać zachwiała się, a jasna głowa pochyliła i naraz przemożnym wysiłkiem rozpaczy odskoczył, rzucił się do zamkniętych na klucz drzwi i począł je szarpać z całych sił, krzycząc bez związku.
Lilith, nie spuszczając zeń oczu, zcicha rozśmiała się, potem głośniej, następnie z pełnych piersi swym dźwięcznym, roz-