Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszak mogło być prawdą.
Adam, zmordowany jej milczeniem i podrażniony w najwyższym stopniu wyrazem jej oczu, zawołał podniesionym głosem:
— Powiedz nareszcie, co się stało?
— Ach... — wybiegło z ust jej lekceważąco — widzę, iż nic się nie stało.
— Co to wszystko ma znaczyć? — pytał, patrząc na nią z pod brwi nieprzyjaźnie, prawie wrogo.
Zauważyła, że wyraz ten szpecił jego delikatne rysy, chciała mu to nawet powiedzieć i nagle uczuła niechęć do wszelkiego mówienia.
Uczuła przytem, że, gdy tak siedzi rozczochrana i zgarbiona w tem futrze na plecach, nie jest również ową dawną, powabną Lilith, że daleko lepiej byłoby zrucić z siebie to palcisko, zostać w koszuli i ubrać się, albo z powrotem położyć do łóżka, mimo to nie uczyniła nic z tego, stało się jej raptem wszystko obojętne, zaczynała ją poprostu nudzić i nużyć ta historja.
Ten nieprzewidziany i zupełnie niepotrzebny tragizm z powodu zaplątania się idjotycznej prawdy teraz z oddalenia wy-