Przejdź do zawartości

Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I rozbijały się o puste ściany pokoju, jak smutne, tragiczne zagadki bytu.
I działo się to w tym samym pokoju, w którym poprzedniej nocy szły żarne szepty, złączone z szelestem pocałunków, oplecionych zapachami jabłek, kwiatów, perfum i ciał, szalejących w orgji pieszczot.
Narcyzy jeszcze woniały, jak owej nocy, jak w owej chwili, gdy się dokonywał obrzęd wyzwolonych istot, nieusankcjonowany tradycyjnym obrzędem.
Czuć było jeszcze lubieżny zapach miłosnych oplotów... I z tego samego miejsca, na którem wzniesiono ołtarz i gdzie się dokonało misteryum nad misteryami, skąd wczoraj wypływał hymn miłosny, dziś — szła niezrozumiała skarga i tak szydziła, jak szydzi znikomość w chaosie zdeptanych, a wciąż odradzających się tworów.

Mane, Tekel, Fares.




Rano Adam wrócił, przyszedł, jak gdyby nie było dnia wczorajszego.
Nie uczyniła mu żadnej wymówki, patrzyła nań bez radości, raczej ze smutkiem. Był bardzo zmieniony, jego biała, świeża, zwykle nieco różowa, twarz stała