Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zewnętrzny, fikcyjny — powiedziała, spuszczając oczy.
Zerwał się z kanapy... objął dzielący ich stół rękami.
— Czy tak? czy naprawdę tak?... — pytał rozradowanym głosem.
— Cóż zrobię, jeśli pan nie wierzy.
Chwycił ją za rękę i poniósł do ust.
— Niech pan zabierze fotografję, już podpisana.
Z ciekawością ujął fotografję i przeczytał głośno:
— Złotolita nić pragnienia, jak woń tuberoz, tak wabi i nęci tych dwoje, których ramiona drżą i chcą się opleść.
Otworzył szeroko swe czyste, lazurowe oczy, wpatrzył się w Lilith i powtórzył w zdumieniu:
— Których ramiona chcą się opleść!
Lilith jednak stała spokojna i prawie obojętnie patrzyła na jego podnieconą, na pół przytomną twarz.
Schował fotografję i usiadł z powrotem na kanapie, oparł o poręcz głowę i przymknął oczy, nie czuł się na siłach do rozmowy, był zupełnie wyczerpany walką z sobą, kompletnie chory.
Zmrok poczynał zapadać, a raczej owa