Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jakieś echo dawnych, nurtujących żądz kołatało w duszy Lilith i bezrozumnie podszeptywało:
— Niechże się stanie coprędzej, co się ma stać!
W głowie uczuwała zamęt, coraz mniej zdawała sobie sprawę z rzeczy zewnętrznych, przymknęła oczy, oddając się podchwytom wyobraźni.
Przestali mówić, siedzieli obok w kłopotliwem, nużącem milczeniu.
Nagle Lilith wyciągnęła ręce i bez najmniejszego szału, lub jakiegokolwiek uniesienia oparła je na ramionach Adama, a bezwładną, znużoną głowę położyła mu na piersiach.
Cisza, rozszarpana gwałtownym oddechem Adama, wionęła po hotelowym pokoju i pływała po zwisłej głowie Lilith, jak gorący opar.
— Pani — zawołał przelękłym głosem — pani — powtórzył, nie poruszając się.
Znagła chwycił ją za ręce, odłożył z siebie, porwał się na nogi.
— Jakże można — zawołał, a głos jego roztłukł się skargą i dzwonił, jak rozbite kryształy.
Umilkł, wpatrując się w nią.