Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ności wiódł ostrożnie, aż do kanapy obok stołu, na której oboje usiedli.
— To bardzo ciekawe — wyrzekła.
— Nigdy pani tego nie widziała?
Właśnie Netowicz, mistrz tej ceremonji, z zakasanymi rękawami nachylił się nad wanienką, napełnioną wodą, i począł z niej wyjmować rulony papieru.
Tuż za nim stojąca pani zawołała z przejęciem:
— O, już wychodzi, wychodzi...
Zrobił się ruch, wszyscy z pośpiechem pochylili głowy, starając się dojrzeć jednocześnie.
— Nie miałam pojęcia, że to się tak odbywa — powiedziała Lilith i, aby lepiej widzieć, uniosła się nieco i całym ciężarem oparła o Adama, który, siedząc przy poręczy kanapy, nie miał możności odsunąć się.
Na cienkim, mokrym papierze występowały już dokładne kontury sfotografowanych osób.
Całe towarzystwo zdjęte było w ruchu, Adam stał przy Lilith, jej rozwinięta biała parasolka rzucała na jego uśmiechnioną twarz nikły cień swej rozsłonecznionej jasności, jego oczy, zmrużone w bla-