Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sku, jakby badały i jednocześnie o coś prosiły, choć same o tem nie wiedziały.
Reszta osób szła obojętna, znudzona i niezadowolona ze słońca.
— Jak my dobrze „wyszliśmy“ — zawołała Lilith.
Mistrz ceremonji podniósł ku nim swą apatyczną twarz przeżytego młodego starca i głosem przewlekłym, chropawym, zupełnie jakby zakatarzonym, wyrzekł:
— Tak, państwo wyszli najlepiej.
Jego wyblakłe, zmęczone z wycieńczenia syfilistycznego oczy zsunęły się po twarzy Adama, nieco dłużej zatrzymując na głowie Lilith, a potem powróciły obojętne, opierając się na mokrym rulonie papieru.
Lilith usiadła tak blisko Adama, że stykali się z sobą, przyczem z roztargnienia swą gorącą rękę położyła mu na nodze, poruszył się niespokojnie, potem skorzystał z pierwszej sposobności i przesiadł się na krzesło.
Siedzieli teraz na wprost siebie, przedzieleni nikłem, czerwonem światełkiem tajemniczej lampki.
Lilith zrobiło się nad wyraz przykro po tej jego ucieczce, może myślał o niej,