Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Byłoby zabawnem, gdyby ci wszyscy, których wyprzedziliśmy, przyszli pierwej od nas — rzekła — wyobrażam sobie, co z tego będzie gadania.
— Będę kiedyś moim dzieciom opowiadał o przygodach, jakie miałem z tą sławną...
— Nigdy nie będzie pan opowiadał o mnie swoim dzieciom — zawołała twardo, gniewnie, a mała jej uśmiechnięta twarz schmurniała.
Skoczyła zwinnie, jak młoda pantera, uchwyciła się go, aby nie stracić równowagi i powtórzyła dziwnym głosem:
— Nigdy! słyszy pan.
— A to czemu? — wyrzekł zdumiony i ściął usta, bo uczuł naraz w sobie jakiś nieświadomy niepokój.
— Dlaczego nie miałbym mówić właśnie o pani — pytał zcichłym głosem, który z żartobliwego stał się zalęknionym.
Lecz Lilith już, jak zwykle, rozśmiała się po swojemu.
— A bo tak! — odrzekła.
Wdzierali się dalej, może godzinę jeszcze.
Na wierzchołku istotnie znaleźli już całe towarzystwo, które nie mogło zrozu-