Strona:PL Garborg Utracony ojciec.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czyż to dzień sądu ostatecznego jest we mnie? Czyż zmuszony jestem siedzieć tu i sądzić samego siebie? Srogi sędzio, nie zapominaj o okolicznościach łagodzących. Twardo było żyć na ziemi. Depczą, tratują, po trupach idą naprzód; kamienne serce i stalowe kości powinien mieć ten, kto ma pomagać sobie i przetrzymać. Doświadczyłem tego w złe lata. Mam jeszcze krwawe plany na duszy.
Twardy byłem. Byłem w szkole djabelskiej i tam się zahartowałem. Byłem u czarowników, u tych, którzy świat obliczają, żelazo pławią, żeglują przy wietrze, przez nich samych strworzonym, przemawiają do siebie po przez szerokości morza; uczyłem się ich mądrości i stałem się twardy. Lecz drogo mię to kosztowało; wzięli spokój duszy za mądrość swą, i, kiedy nauczyłem się prawa życia: «siła panuje», Bóg podpadł na — «straty». Wygasło coś we mnie i stało się zimnym, świat stał mi się pustym domem, w którym nikt nie mieszka. Lecz śmiałem się, czułem się swobodnym i tratowałem dalej wokoło siebie, jak i inni.
Byłem też u czarownic — u tych, które wzrok mącą i zmysły gmatwają, ludzi oczarowywują i wysysają im dusze w krwawe noce. W umyśle miałem piekło niepokoju i chuci gorącej, świat był pusty, a musiałem zbadać życie do gruntu. Nauczyły mnie one wszystkiego, co wiedziały o durzeniu i chuci djabelskiej. Kosztowało mnie to młodość moją. Kiedym szedł do nich, ujrzałem, że były puste i bez serca. Odtąd były dla oczu moich