Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W istocie, jesteś blada.
— Myślę, że dostanę znowu newralgii w twarzy, jak ubiegłego roku.
— Nie mów tego!
— Spojrzyj, Heleno: Madame de la Boissiere — rzekła Giovanella Daddi swoim szczególnym, szorstkim głosem. — Czy nie wygląda jak wielbłąd ubrany, po kardynalsku, z żółtą peruką?
— Panna Vanloo traci tego wieczora głowę z powodu twego kuzynka — rzekła Massa d’Albe do księżny, widząc Zofię Vanloo, idącą pod ramię z Ludwikiem Barbarisi. — Słyszałam przed chwilą, jak prosiła po kręgu polki, tuż obok mnie: „Ludovic, ne faites plus ça en dansant; je frisonne toute...“
Panie zaczęły śmiać się chórem, poruszając wachlarzami. Dolatywały z przylegających sal pierwsze dźwięki węgierskiego walca. Panowie zgłaszali się. Andrzej mógł wreszcie podać ramię Helenie i pociągnąć ją ze sobą.
— Czekając na panią, myślałem, że umrę! Gdyby pani nie przybyła, byłbym jej szukał wszędzie. Kiedym panią ujrzał wchodzącą, z trudem powstrzymałem okrzyk. Dopiero drugi wieczór panią widzę, a zdaje mi się, że już kocham panią od nie wiem jak dawna. Myśl o pani, jedyna, ustawna, jest teraz życiem mojego życia...
Wymawiał słowa miłości pokornie, nie patrząc na nią, z oczyma wbitymi w ziemię przed siebie, a ona go słuchała w tej samej postawie, na pozór niewrażliwa, prawie marmurowa. W galeryi pozostało kilka osób. Pozdłuż ścian pośród popiersi Cezarów, przycienione kryształy lamp, w formie lilji, rozlewały umiarkowane, niezbyt silne światło. Mnogość zielonych i kwitnących roślin dawała złudzenie przepysznej cieplarni.