Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Andrzej mówił jej o tej nowej powieści i snuł ogólne wnioski o miłości.
— Czemuż to pan się trzyma tak zdała od „wielkiej publiczności?“ — zapytała go. — Czy przysiągł pan wierności „Dwudziestu pięciu Egzemplarzom?“
— Tak, na zawsze. Co więcej, mojem marzeniem jest „Egzemplarz Jedyny“, którybym ofiarował „Jedynej Kobiecie“. W społeczeństwie demokratycznem, jak nasze, artysta piszący prozą, czy wierszem, musi zrzec się wszelkiej korzyści z wyjątkiem miłości. Prawdziwym czytelnikiem nie jest ten, który mnie kupuje, lecz ten, który mnie kocha. Zaczem prawdziwym czytelnikiem jest oddana kobieta. Wawrzyn nie służy do niczego innego, tylko do przynęcenia mirtu...
— A sława?
— Prawdziwa sława jest pogrobowa i przeto nie daje rozkoszy. Cóż mi z tego, że mam, naprzykład, stu czytelników w Sardynii, a także dziesięciu w Empoli i, dorzućmy, pięciu w Orneto? I cóż mi to za rozkosz być znanym tyle, co cukiernik Tizio lub golarz Caio? Ja, autor pójdę przed oblicze potomności, jak można, najlepiej zbrojny; lecz ja: człowiek nie żądam żadnego innego wieńca tryumfu prócz... pięknych nagich ramion.
Spojrzał na ramiona Heleny, obnażone aż po barki. Były tak doskonałe w osadzeniu i w kształcie, że przywoływały na pamięć florencką kopię wazy starożytnej „ręki dobrego mistrza“ i takie zapewne musiały być „ręce Pallady, kiedy stała przed pasterzem“. Palce błąkały się po cyzelaturze broni, a świecące paznokcie zdawały się być pomnożeniem subtelnych klejnotów, które lśniły się na palcach.
— Pani, jeśli się nie mylę — rzekł Andrzej, obejmując ją swojem spojrzeniem, jak płomieniem, — musi