Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lekkie podniecenie miłosne, które zwykle owłada umysłami pod koniec uczty, ozdobionej kobietami i kwiatami, przejawiło się w słowach, przejawiło w przypomnieniach owego majowego jarmarku, na którym panie, podniecone gorącem współzawodnictwem w zebraniu możliwie największej sumy, na swoich stanowiskach przynęcały kupców niesłychanem zuchwalstwem.
— Czy pani przyjęła? — zapytał księżny Andrzej Sperelli.
— Poświęciłam się w ofierze Dobroczynności — odrzekła. — Dwadzieścia pięć ludwików więcej!
All the perfumes of Arabia will not sweeten this little hand.
Śmiał się, powtarzając słowa Lady Macheth, lecz na dnie jego duszy zjawiło się mętne cierpienie, udręczenie niedość określone, podobne zazdrości. Objawiło mu się teraz nagle to coś, nie wiem co, wyuzdanego i prawie rzekłbym kurtyzanowskiego, w czem chwilkami mroczyły się wielkopańskie maniery tej arystokratki. Z niektórych dźwięków jej głosu i śmiechu, z niektórych gestów, ułożeń postawy, z niektórych spojrzeń, tchnął może mimowolnie, zbyt afrodyzyjski urok. Rozrzucała ze zbytnią łatwością widzialną rozkosz swoich wdzięków. Od czasu do czasu, w oczach wszystkich, przybierała ruch lub pozę albo też wyraz, któreby w alkowie mogły kochanka przyprawić o dreszcze. Każdy, patrząc na nią, mógł jej zrabować iskrę rozkoszy, mógł ją osiecić nieczystą wyobraźnią, odgadywać jej tajemne pieszczoty. Zdawała się zaiste być stworzoną tylko do uprawiania miłości; a powietrze którem oddychała, zdawało się zawsze rozpalonem od pożądań, rozbudzonych wokoło.
„Ilu ją posiadało?“ myślał Andrzej. „Ile ona przechowuje wspomnień cielesnych i duchowych?“