Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

błyskało przeruchliwie tysiącem rozmaitych wyrazów, a lewe było zawsze nieruchome i prawie zeszklone pod monoklem, jak gdyby jedno służyło do objawiania wyrazów a drugie do widzenia. — Na majowym jarmarku tonęła pani w chmurze złota.
— Ach, szalony majowy jarmark! zawołała markiza d’Ateleta.
Kiedy służący zaczęli nalewać zamrożonego szampana, dodała:
— Przypominasz sobie Heleno? Nasze stoły były w sąsiedztwie.
— Pięć ludwików za łyk! Pięć ludwików za jeden kąsek! — zaczął krzyczeć Don Filippo del Monte, naśladując dla żartu głos publicznego obwoływacza.
Muti i d’Ateleta śmiały się.
— Tak, tak, to prawda. Pan, panie Filippo, udawałeś obwoływacza rzekła Donna Francesca. — Szkoda że ciebie tam nie było, mój kuzynie! Za pięć ludwików byłbyś jadł owoc nadpoczęty moimi zębami, a za drugich pięć byłbyś pił szampana z rąk Heleny.
— Co za skandal! — przerwała baronowa d’Isola z minką zgrozy.
— Ach, Mary! A tyś nie sprzedawała papierosów, zapalonych przez ciebie i mocno zwilżonych, po ludwiku — rzekła Donna Francesca, wciąż śmiejąc się.
A don Filippo dodał:
— Ja widziałem coś lepszego. Leonetto Lanza dostał od hrabiny di Lucoli, za nie wiem ile, cygaro hawańskie, które trzymała była pod pachą.
— Ach! fe! — przerwała znowu mała baronowa, z śmieszną miną.
— Wszelkie dzieło miłosierne jest święte — zawy-