Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ucztującego mieszkańca Zachodu. Lecz, mimo swojej niezdarności, miał pewien bystry wyraz, rodzaj ironicznej finezyi w kątach ust.
W środku salonu skłonił się. Klak wypadł mu z ręki.
Baronowa d’Isola, drobna blondynka, z czołem pokrytem loczkami, wdzięczna i ruchliwa niby młoda małpka, rzekła swoim cienkim głosem:
— Proszę tu, do mnie, panie Sakumi.
Kawaler japoński zbliżał się, powtarzając uśmiechy i ukłony.
— Czy zobaczymy tego wieczora księżnę Isse — zapytała go donna Francesca d’Ateleta, która sobie upodobała w gromadzeniu na swych pokojach najszczególniejszych okazów kolonii egzotycznych w Rzymie, a to przez zamiłowanie do malarskiej rozmaitości.
Azyata mówił językiem barbarzyńskim, niełatwym do zrozumienia, złożonym z angielskiego, francuskiego i włoskiego.
Wszyscy mówili równocześnie. Byłto prawie chór, z pośród którego wyrywał się od czasu do czasu, niby srebrne tryski wody, świeży śmiech markizy.
— Widziałem już panią z pewnością kiedyś indziej; nie wiem już gdzie i kiedy, lecz widziałem z pewnością — mówił Andrzel Sperelli do księżnej, stojąc tuż przed nią. — Kiedym patrzył na panią wstępującą po schodach, obudziło się na dnie mej pamięci niezatarte przypomnienie, coś, co się kształtowało wedle rytmu tętniącego w ruchach pani, niby obraz, rodzący się z melodyi muzycznej... Nie dotarłem do jasnego przypomnienia; lecz kiedy się pani odwróciła, czułem, iż jej profil niewątpliwie odpowiadał owemu obrazowi. Nie mogło to być przeczucie, zaczem było przyciemnionem zjawiskiem pamięci. Z pewnością widziałem