Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzielone przez miękki rowek, z barkami, co gubiąc się w koronkach biustu, zakreślały, trudną do opisania, ulotną krzywiznę, niby słodkie zagięcie skrzydeł. Z pleców wywijała się szyja giętka i krągła, a na karku gięły się ku szczytowi głowy włosy, zwinięte jakby w ślimak i tam tworzyły węzeł, ujęty w zdobne klejnotami szpilki.
To harmonijne wstępowanie nieznanej damy sprawiało oczom Andrzeja rozkosz tak żywą, że zatrzymał się chwilkę na pierwszej przerwie schodów by podziwiać. Ogon sprawiał na stopniach głośny szelest. Służący szedł z tyłu, lecz nie śladami swojej pani po czerwonym chodniku, jeno z boku, wzdłuż ściany, z nienaganną powagą. Przeciwieństwo między ową wspaniałą istotą a tym sztywnym automatem było wcale dziwaczne. Andrzej się uśmiechnął.
W przedpokoju, podczas gdy służący brał płaszcz, dama rzuciła nagłe spojrzenie na wchodzącego młodzieńca. Usłyszał jak oznajmiono:
— Jej ekscellencya księżna di Scerni!
A zaraz potem:
— Pan hrabia Sperelli -Fieschi d’Ugenta!
Podobało mu się, że jego imę wymówiono obok imienia owej kobiety.
W salonie byli już markiz i markiza d’Ateleta, baron i baronowa d’Isola, don Filippo del Monte. Na kominku płonął ogień; kilka otoman było ustawionych w promieniu ciepła; cztery banany, o długich, krwawo żyłkowanych liściach, rozpościerały się nad nizkimi fotelami.
Markiza, zbliżając się do dwojga wchodzących, rzekła z owym swoim pięknym, niegasnącym nigdy uśmiechem: