Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednej, tak z drugiej czuł, że wszystkie jego nerwy były przytępione, kiedy wskutek znużenia wyobraźni znachodził się wobec rzeczywistego, bezpośredniego kształtu drugiej.
Dlatego nie mógł znieść myśli, że wskutek ruiny Don Manuela Ferres straci Maryę.
Kiedy około wieczora Marya przyszła, natychmiast zauważył, że biedne stworzenie nie wiedziało jeszcze o swojem nieszczęściu. Lecz w dzień potem, przyszła zadyszana cała, zmieniona, blada trupio; i rozełkała się mu w ramionach, ukrywając twarz:
— Wiesz?...
Wiadomość rozszerzyła się. Skandal był nieunikniony; ruina była nie do powstrzymania. Nastąpiły rozpaczliwe dnie męczarni, w których Marya, po spiesznym odjeździe oszusta, opuszczona przez nieliczne przyjaciółki, napadnięta przez niezliczonych wierzycieli swego męża, zabłąkana wśród prawnych formalności sekwestrów, pośród woźnych i lichwiarzy 1 innych lichych indywiduów, dała dowody bohaterskiej dzielności, ale nie zdołała ocalić się przed ostatecznem wstrząśnieniem, które zburzyło wszelką nadzieję.
I nie chciała od kochanka żadnej pomocy, nie mówiła mu nigdy o swojej męczarni, kiedy jej wyrzucał krótkość miłosnych odwiedzin; nie skarżyła się nigdy; nawet umiała uśmiechać się do niego mniej smutno; umiała być powolną jego kaprysom, oddawać namiętnie swoje ciało zbezczeszczeniu, wylewać na głowę kata najcieplejszą czułość swej duszy.
Wszystko wokoło niej zapadało się. Ołowiany ciężar kary spadł na nią niespodzianie. Przeczucia mówiły prawdę!
Nie żałowała, że ustąpiła kochankowi, nie kruszyła