Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czego. Dotrzymuję swych obietnic. Czekam ostatniej godziny. Czuję, że nadejdzie, gdyż moc miłości jest niezwyciężalna. I zniknie w pani wszelki lęk, wszelkie przerażenie; i współgody ciał wydadzą się pani czyste, jak współgody dusz, gdyż są równo czyste wszystkie płomienie...
Ręką obnażoną ściskał jej rękę odzianą w rękawiczkę. Ogród zdawał się pusty. Od pałacu Akademii nie dochodził żaden hałas, żaden głos. Słychać było wyraźnie pośród ciszy plusk fontanny na środku placu. Aleje przedłużały się w stronę Pinci’a, proste, jakby zamknięte między dwie ściany z bronzu, na których jeszcze konało złocenie wieczorne; nieruchomość wszystkich kształtów dawała złudzenie skamieniałego labiryntu: szczyty trzcin wodnych naokoło muszli stały w powietrzu nieruchome, jak posągi.
— Zdaje mi się — rzekła sijenienka, przymykając powieki — że znajduję się na jednej z teras Schifanoji, daleko, daleko od Rzymu, sama... z tobą. Zamykam oczy, widzę morze.
Widziała, jak z jej miłości i z milczenia rodził się wielki sen i rozpływał się w zachodzie słońca. Zamilkła, pod spojrzeniem Andrzeja; i trochę uśmiechnęła się. Powiedziała mu: z tobą. Wymieniając te dwie zgłoski, zamknęła była oczy: i usta jej wydały się jaśniejsze, prawie jakdyby na nich zebrał się blask ukryty pod powiekami i rzęsami.
— Zdaje mi się, że wszystkie te rzeczy nie są poza mną, lecz żeś ty je stworzył w mojej duszy, ku mojej radości. Mam w sobie to głębokie złudzenie, ilekroć stoję przed czemś pięknem, a ty jesteś przy mnie.
Mówiła powoli, z przerwami, jakgdyby głos jej był opóźnionem echem innego, niesłyszalnego głosu.