Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Don Manuela Ferres y Capdevila, ministra Gwatemali. Pozdrowił go uprzejmie i zapytał o wiadomości o Donnie Maryi, o Delfinie.
— Czy są jeszcze w Sijenie? Kiedy przyjadą?
Minister pomny, że ostatniej nocy w Schifanoji wygrał kilka tysięcy lirów od młodego hrabiego, odpowiedział na jego uprzejmość wielką dwornością. Poznał Andrzeja Sperellego jako gracza doskonałego, godnego podziwu, we wielkim stylu.
— Są tu obie od kilku dni. Przybyły w poniedziałek. Marya jest bardzo przygnębiona, że nie zastała markizy d’Ate!eta. Sądzę, że pańska wizyta będzie jej bardzo miła. Mieszkamy przy via Nazionale. Oto dokładny adres.
Podał mu swój bilet. Następnie zaczął grać dalej. Andrzej usłyszał, że go woła książę di Beffi, który znajdował się w gromadce innych panów.
— Czemuś nie przyszedł dziś rano do Cento Celle? — zapytał go książę.
— Umówiłem się gdzieindziej — odrzekł Andrzej, nie mając nic na myśli, byle podać jakieś usprawiedliwienie.
Książe zaczął się śmiać z innymi przyjaciółmi, chórem.
— W palazzo Barberini?
— Możliwe.
— Możliwe? Widział cię wchodzącego Ludwik...
— A ty gdzie byłeś? — zapytał Andrzej Barbarisi’ego.
— U mojej ciotki Saviano.
— Ah!
— Nie wiem, czyś ty miał lepsze polowanie — mówił dalej książę di Beffi — lecz my mieliśmy galop czterdziestodwuminutowy i dwa lisy. We czwartek, koło Tre Fontane.