Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doro, Kapucynów dzwoniły na Anioł Pański, wśród zmierzchu, pomięszane, tak jakby były bardzo dalekie; na rogu ulicy czerwieniały ognie wokoło kotłów z asfaltem; gromada kóz stała pozdłuż białawego muru, pod uśpionym domem; zachrypłe krzyki rozprzedawców wódki traciły się we mgle...
Czuł, że z jego głębin podnoszą się owe zapomniane uczucia; przez chwilę czuł, że przez duszę przechodzi mu fala dawnej miłości; przez chwilę usiłował wyobrażać sobie, że Helena była Heleną z ongi, i że te smutne zajścia są nieprawdą i że szczęście trwa dalej. Wszystek ułudny ferment opadł, zaledwie przekroczył próg i obaczył wychodzącego naprzeciw markiza di Mount Edgcumbe, uśmiechającego się swoim subtelnym i nieco dwoistym uśmiechem.
Teraz zaczęła się męczarnia.
Helena zjawiła się, podała mu wobec męża serdecznie rękę i rzekła:
— Brawo panie Andrzeju! Do pomocy! do pomocy!...
Była bardzo żywą w słowach, w gestach. Wyglądała ogromnie młodo. Była ubrana w bluzkę z ciemno-niebieskiego płótna, obrzeżoną czarnym astrachanem na wypustkach, na stojącym kołnierzu, na rękawach; a czarny sznurek z wełny tworzył na astrachanie wytworny haft. Jedną rękę trzymała wdzięcznym ruchem w kieszeni, a drugą pokazywała roboty tapicerskie, meble, obrazy. Prosiła o poradę.
— Gdzieby pan umieścił te dwie skrzynie? Widzi pan: Mumps znalazł je w Lucce. Obrazy są pańskiego Boticellego. Gdzieby pan powiesił te gobeliny?
Andrzej poznał cztery gobeliny: „Dzieje Narcyza“, które były na licytacyi kardynała Immenvaet. Spojrzał