Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

decznej gościnie u Franczeski, w tej Schifanoji, która ma tak piękne róże i tak wielkie cyprysy; i obudzę się mając przed sobą kilka tygodni spokoju, dwadzieścia dni życia duchowego, może więcej“... Biada mi, gdzież się podział mój spokój? A róże, takie piękne, czemuż były także tak zdradliwe? Może zawiele otworzyłam serce woniom, zaczynając od owej nocy, na lodżji, podczas gdy Delfina spała. Teraz październikowy księżyc zalewa niebo powodzią; i widzę poprzez szyby ostre szczyty, czarnych i nieruchomych cyprysów, które owej nocy dotykały gwiazd.
Jeden jedyny zwrot z owego preludyum mogę powtórzyć w tym smutnym końcu. „Tyle włosów na mej głowie, tyle ździebeł boleści w mem przeznaczeniu“. Źdźbła się pomnażają, rosną, falują jak morze; a jeszcze nie wydobyto z min żelaza na sierp.
Odjeżdżam. Co się z nim stanie, kiedy ja będę daleko? Co się stanie z Franczeską?
Zmiana we Franczesce jest mi zawsze niezrozumiałą, niewytłómaczoną; jest to zagadka, która mnie nęka i mięsza. Ona go kocha! I od kiedy.
Duszo moja, wyznaj swoją nową nędzę. Nowa zaraza cię zatruwa. Jesteś zazdrosna.
Lecz jestem przygotowana na wszelkie jeszcze cierpienie; znam męczeństwo, które mnie czeka; wiem, że męczarnie tych dni są niczem wobec męczarni przyszłych, wobec straszliwego krzyża, na którym moje myśli rozepną moją duszę, by ją strawić. Jestem przygotowana. Proszę tylko, o Panie, o zawieszenie broni, o krótkie zawieszenie broni na godziny, które pozostają. Jutro będę potrzebowała wszystkich swoich sił.
Jakże dziwnie czasami, w różnych przemianach życia, okoliczności zewnętrzne są podobne do siebie,