Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dźwięków, które nie były słowami, w których wypełniała się zaczęta już fala muzyczna, jak brzmienie struny w pauzie, kiedy w jej dziecięcym umyśle przerwał się związek między znakiem słownym a myślą.
Zaś oni dwoje nic nie mówili, ani nie słuchali. Lecz zdawało się im, że to śpiewanie pokrywa ich myśli, szmer ich myśli, gdyż myśląc, mieli wrażenie, jakgdyby coś dzwięcznego wynikało z tajemnego wnętrza ich mózgów, coś, coby wśród milczenia można fizycznie zauważyć; i kiedy Delfina przez chwilkę milczała, doznawali osobliwego uczucia niepokoju i oczekiwania, jakgdyby milczenie miało odsłonić i, prawie rzekłbym, obnażyć ich duszę.
Ścieżka Stu Fontan była widoczną w dalekiej perspektywie, której wodotryski i lustra wody użyczały delikatnego szklanego poblasku ruchliwego prześwietlającego przeźrocza. Paw, który spoczywał na jednej z tarczy, uleciał i strącił do stojącej poniżej konchy kilka rozsypanych róż. Andrzej rozpoznał, o kilka kroków dalej, miednicę, przed którą Donna Marya rzekła doń: — Czy słyszy pan?
W państwie Hermy nie było więcej czuć woni mchu. Herma, zamyślona pod girlandą, była cała oświecona promieniami, które przenikały pomiędzy liście. Kosy śpiewały, odpowiadając sobie.
Delfina, którą naszedł nowy kaprys, rzekła:
— Mamusiu, oddaj mi girlandę.
— Nie, zostawmy ją tu. Czemu jej chcesz znowu?
— Oddaj mi ją, zaniosę ją Murielli.
— Muriella ją zniszczy.
— Oddaj mi ją; proszę cię!
Matka spojrzała na Andrzeja. On zbliżył się do głazu, zdjął zeń girlandę i oddał ją Delfinie. W ich