Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kto tu pisał? Pan? — pytała Andrzeja zdumiona i wesoła. — Tak; to pańskie pismo.
I natychmiast przyklękła na murawie, żeby czytać; ciekawa, prawie chciwa. Naśladując matkę nachyliła się Delfina za nią, objęła ramieniem jej szyję, przytulając twarz do jej policzka i tak prawie ją nakrywając. Matka szeptała rymy. I te dwie niewieście postaci, pochylone u stóp wysokiego, strojnego w girlandę głazu w niepewnem świetle, pośród symbolicznych akantów, tworzyły tak harmonijną kompozycyę linii i barw, że poeta przez kilka chwil trwał podjedynem władztwem estetycznej rozkoszy i uwielbienia.
Lecz ciemna zazdrość nękała go jeszcze. To subtelne stworzenie, tak obwinięte wokoło matki, tak ściśle zjednoczone z jej duszą, wydało się mu wrogiem; wydało się mu przeszkodą nie do przebycia, która dźwignęła się przeciwko jego miłości, przeciw jego pożądaniu, przeciw jego nadziei. Nie był zazdrosny o męża, a był zazdrosny o córkę. Chciał posiadać nie ciało tej kobiety, lecz jej duszę; i to posiadać duszę całą, ze wszystkimi czułościami, ze wszystkimi radościami, ze wszystkimi lękami, ze wszystkimi tęsknymi niepokojami, ze wszystkimi snami, ze wszystkiem wogóle życiem duszy; i módz rzec: — Jestem życiem jej życia.
Zaś córka miała to posiadanie, niezaprzeczone, zupełne, ciągłe. Zdawało się, że matce braknie istotnego pierwiastka jej życia, kiedy uwielbiana była przez chwilkę nieobecna. W twarzy jej zachodziła nagła, całkiem widoczna przemiana, kiedy znów po krótkiej nieobecności usłyszała głos dziecięcy. Czasami mimowolnie, wskutek tajemnego związku, prawie rzekłbym prawem wspólnego rytmu życiowego, powtarzała gest córki, uśmiech, postawę, układ głowy. Czasami, przy