Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oh, nie — odrzekła markiza. — Porzuciłam grę już od kilku lat. Myślę, że proste słuchanie jest przedniejszą rozkoszą. Jednakowoż udaję protektorkę sztuki; i w zimie mam zawsze w swoim domu trochę dobrej muzyki. Nieprawdaż, Andrzeju?
— Moja kuzynka jest bardzo skromna, Donno Maryo. Jest czemś więcej niż protektorką; jest wznowicielką dobrego smaku. Właśnie tego roku, w lutym, w jej domu, za jej staraniem, zostały wykonane dwa kwintety, jeden kwartet i jedno trio Boccheriniego i jeden kwartet Cherubiniego: muzyka prawie zupełnie zapomniana, lecz godna uwielbienia i zawsze młoda. Adagia i Menuety Boccheriniego mają rozkoszną świeżość, tylko Finale zdają mi się nieco przestarzałe. Pani zna z pewnością coś z jego rzeczy...
— Przypominam sobie, żem słyszała w Brukseli kwintet, cztery czy pięć lat temu, i wydał mi się wspaniały, a nadto ogromnie nowy i pełen niespodzianych epizodów. Przypominam sobie dobrze, że w niektórych częściach kwintet przez użycie unisona sprowadzał się do duetu. Efekty otrzymane przez rozmaitość zabarwień były osobliwie subtelne. Nie znalazłem niczego podobnego w innych kompozycyach instrumentalnych.
Mówiła o muzyce z subtelnem znawstwem: a dla oddania uczucia, które dana kompozycya lub wszystkie dzieła danego mistrza w niej wzbudzały, miała znakomite wyrażenia i śmiałe obrazy.
— Grałam i słyszałam wiele muzyki — mówiła. — I z każdej Symfonii, z każdej Sonaty, z każdego Nokturnu, z każdego wogóle kawałka zachowuję widzialny obraz, wrażenia kształtu i barwy, figurę, grupę figur, krajobraz; tak, że wszystkie moje ulubione rzeczy mają swoje imię, stosownie do obrazu. Mam naprzykład