Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie; włoszka i w dodatku ze Sieny. Pochodzi z Bandinelich; ochrzczona wodą z Fonte Gaja. Lecz z natury jest raczej melancholijna; i taka kochana. Dzieje jej małżeństwa są także niewesołe. Ów Ferres nie jest wcale sympatyczny. Lecz mają córeczkę, prawdziwe kochanie. Zobaczysz; bladziutka, bladziutka z takimi włosami i ogromnymi oczyma. Bardzo podobna do matki... Patrzaj, Andrzeju, ta róża, czyż nie zdaje się z aksamitu! A ta druga? Zjadłabym ją. Bo patrzże tylko, czy nie jest to podobna do idealnego kremu. Co za rozkosz!
Wybierała dalej róże i wdzięcznie gawędziła. Od kwiatów szła woń pełna, upojna jak stuletnie wino. Niektóre korony rozsypywały się, a ich płatki zatrzymywały się we fałdach sukni Donny Franczeski. Przed oknem ostry wierzchołek cyprysu chwiał się zaledwie. A w pamięci Andrzeja uporczywie, jak zwrot muzyczny, dźwięczał wiersz Petrarki:

„Cosi partia le rose e le parole“
Tak rozdzielała słowa, róże rozdzielająca.

W dwa dni później, ofiarował Andrzej markizie d’Ateleta w dowód wdzięczności sonet ciekawie ułożony na wzór starożytny i wypisany na pergaminie ozdobionym ornamentami w rodzaju owych, które uśmiechają się z mszałów Attaventa i z weroneńskiego Liberale.

Schifanoji ferarrskiej (co jest Este chwałą),
gdzie Cossa z Kuźmą Tura ongi na zawody
ścianom zwierzali bogów tryumfy i gody
nigdy się tak radosne święto nie zwidziało.

Oto Mona Franczeska z róż taką wspaniałą
ucztę sprawiła oczom gościa, że ogrody