Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skich wybrzeży, jak niezmierzona milcząca rzeka, która niesie w swoim „cudownym wirze“ miał gwiezdnych minerałów, tocząc się po kryształowym łożysku, pośród bezliku kwiatów. Od czasu do czasu przeszywały nieruchome powietrze świetne meteory, spadkiem przelekkim i cichym kropli wodnej na dyamentową płytę. Powolny i uroczysty oddech morza wystarczał sam do mierzenia ciszy nocnej, bez zamącania onej. I pauzy były słodsze od dźwięków.
Lecz ten okres widzeń, abstrukcyi, przeczuć, czystych kontemplacyi, ten rodzaj mistycyzmu buddyjskiego i prawie rzekłbym, kosmogonicznego, był bardzo krótki. Przyczyn tego rzadkiego zjawiska, pominąwszy naturę plastyczną młodzieńca i jego skłonność do przedmiotowości, należało może szukać w szczególnem napięciu i krańcowej wrażliwości jego cerebralnego systemu nerwowego. Zwolna, zwolna zaczął odzyskiwać świadomość siebie samego, odnajdywać poczucie własnej osoby, wracać napowrót w swoją uprzednią cielesność. Pewnego dnia, o południu, kiedy życie rzeczy zdawało się wstrzymanem, wielkie i straszne milczenie ukazało mu znienacka w jego wnętrzu, zawrotne przepaści, potrzeby nieugaszalne, niezniszczalne przypomnienia, zatory boleści i żalu, wszystką jego onegdajszą nędzę, wszystkie ślady jego występków, wszystkie resztki jego namiętności.
Od tego dnia zawładnęła jego duszą spokojna i wyrównana melancholia; i we wszystkich rzeczach widział stan swojej duszy. Zamiast przemieniać się w inne kształty bytu albo wchodzić w inne warunki świadomości lub zatracać swoje poszczególne istnienie w życiu ogólnem, teraz przeciwnie, otaczał się przyrodą, która była całkiem podmiotową koncepcyąjiego