Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia Szczytu, tego, co Nieprzewyższone, Niezdarzalne. I zapuszczali się tak daleko w owe dziedziny, że czasami na szczytach zapomnienia, nachodził ich mroczny niepokój, jakgdyby podniósł się z dna ich istoty głos napomnienia, uprzedzający ich o nieznanej karze, o bardzo blizkim końcu. A z tego wyczerpania odradzało się pożądanie jeszcze subtelniejsze, jeszcze zuchwalsze, jeszcze nieroztropniejsze. Im bardziej się upajali, tem bardziej chimera ich serc olbrzymiała, miotała się, tem nowsze stwarzała marzenia. Zdawało się, że tylko w wysiłku mogą znaleźć spoczynek, jak płomień znachodzi życie tylko w spalaniu. Czasem otwierało się w nich niespodziewane źródło rozkoszy, podobnie jak zdrój żywej wody wytryska nagle z pod stopy człowieka, idącego, na chybi trafi, przez tajemne gąszcze lasu. I pili zeń bez miary, aż go nie wyczerpali. Czasami dusza ich tworzyła pod wpływem pożądań, sposobem szczególniejszego zjawiska halucynacyi, ułudny obraz istnienia obszerniejszego, wolniejszego, silniejszego, „nadszczęśliwego“. I nurzali się w niem, radowali się, oddychali niem niby swojem przyrodzonem powietrzem. Subtelne i delikatne wylewy uczucia i twory wyobraźni następowały po wybrykach zmysłowości.
Oboje nie wiedzieli, co znaczy powściągnąć wzajemną rozrzutność ciała i duszy. Doznawali niewymownej rozkoszy w rozdzieraniu wszelkich zasłon, w wyjawianiu wszelkich misteryów, w posiadaniu siebie wzajem aż do dna, w przenikaniu się, mięszaniu, w stwarzaniu jednego bytu.
— Jaka dziwna miłość! mówiła Helena, przypominając najpierwsze dni, swoją chorobę, nagłe oddanie się. — Byłabym ci się oddała tego samego wieczora, któregom cię zobaczyła.