Strona:PL Gabriela Zapolska - Z pamiętników młodej mężatki.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że był ciągle słabowity i płakał bezustannie. Ja go tuliłam i nosiłam ciągle na ręku. I tak raz mi na rękach umarł. Myślałam, że zasnął i chodziłam z nim ciągle po pokoju, podczas gdy mama i niańka zdrzemnęły się trochę. Później, gdy się przekonałam, że trzymam na ręku trupa, bardzo się przestraszyłam i zaczęłam krzyczeć. Cóż dziwnego! Byłam głupia. Miałam wtedy czternaście lat. Właśnie odkochałam się w Wolskim.
Wiatr ciągle tłucze w szyby, deszcz pada z łoskotem, głusząc piosenkę, którą gra na piszczałce żołnierz, siedzący na progu koszar.
Co też jest więcej w tem aksamitnem pudełeczku?
O! kawałek zeschłego, czarnego chleba.
To cała historja, długa historja. Powinnabym ten chleb wyrzucić, tak jak i tę zeschłą gałązkę cierniową i jak tę rękawiczkę...
To pan Adam! pan Adam odżywa cały — zmartwychwstaje. Nie powinnam, a przecież nie mogę. W panu Adamie nie kochałam się tak jak w Wolskim — o! zupełnie inaczej. Zresztą miałam już lat siedmnaście, byłam prawie dorosłą panną. Za pana Adama chciałam pójść za mąż,