Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VII.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

MĘŻATKA. Nadzwyczajne! Swoją drogą, jestem szalenie rada, iż wreszcie oparła mu się jakaś kobieta. To dobra dla niego za nas wszystkie nauka!
RENA (podchwytując). Jakto za wszystkie? Czyż i ty?
MĘŻATKA. Ja? co znowu? (wybuchając śmiechem). Jednak to musiało być paradne!... Ale że ty umiałaś sobie poradzić.
RENA (śmiejąc się). Dla mnie to nowość. Już nieraz spotykały mnie takie napady szału ze strony mężczyzn.
PANNA (żałośnie). Na mnie się jeszcze nikt nie rzucał!
RENA. Przyjdzie i to!

SCENA CZWARTA.
RENA, MĘŻATKA, PANNA, KASWIN.
ஐ ஐ

KASWIN (wchodzi z bukietem, idzie prosto do Reny i kładzie jej bukiet pod stopy). A la plus belle! (klęka) A teraz przebaczenia!
RENA. Już przebaczone.
PANNA. Co? co?
RENA (niedbale). To samo co z Halskim...
MĘŻATKA. Och! ależ to epidemja.
KASWIN. Co? Halski śmiał?