Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patrzeć, jak mężczyzna serjo bawi się kwiatami.
KORSKI (odkładając kwiat). Wogóle zawiele czujesz pogardy. — Z pogardy nie stwarza się sprawiedliwości.
RYSKIEWICZ. Prędzej, niż z litości. Rozjaśnij tę lampę.
KORSKI. Zmrok przynosi pewien majestat gestom i czynom ludzkim.
RYSKIEWICZ. Dziękuję. Nie potrzebujemy pozować przed sobą na majestaty, bo nas na to nie stać. — Bądź zdrów. Idę do teścia. — Stary kutwa ma śliczne place naprzeciw kolei. — Cudowne byłyby pomieszkania dla robotników. Intratne — wybornie by się takie domy sprzedały — (bierze cylinder i laskę). Ale ty się zdecyduj.
KORSKI. Na co?
RYSKIEWICZ. Niewiem... Ale na coś wielkiego, coś coby ci solidnie zapewniło egzystencję.
KORSKI (zatrzymuje go za klapę). Czy ty rzeczywiście jesteś tak zdecydowany?
RYSKIEWICZ. Na wszystko, co wkracza w granice polepszenia mej egzystencji.
KORSKI. Ja z mojej jestem zadowolony.
RYSKIEWICZ. Bajki! Niema człowieka, któryby nie chciał mieć lepiej.