Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to poprostu niezrozumiałe. No powiedz, o czem ty myślisz?
JADWIGA (z ironją). Wiesz co? Spreparuj mi czaszkę, może w mózgu wyczytasz.
RYSKIEWICZ. No — no — byłoby dobrze, gdybyśmy oboje tak siedzieli i myśleli! — Ładnaby przyszłość nas czekała.., zwłaszcza wobec słowności twego ojca.
JADWIGA. O proszę cię! tyleś razy mówił dziś o moim ojcu — dajże już spokój!
RYSKIEWICZ. E! moja droga — za tę krzywdę, jaką mi zrobili, to nigdy nie za mało!
JADWIGA. Krzywdę?...
RYSKIEWICZ. Tak! krzywdę!

(chwila milczenia — on stoi odwrócony twarzą do Jadwigi — smuga światła pada na niego z ulicy — widać w ich twarzach błysk strasznej wzajemnej nienawiści).

JADWIGA (po chwili, opanowując się). Mój kochany, zjedz ty kolację i idź ty do cyrku.
RYSKIEWICZ, Pójdę, pójdę! nie bój się!... Wobec takiej atmosfery domowej... Pogrzeb, karawan!... (służąca wnosi lampą zapaloną — i stawia na stole. Jadwiga idzie do szafy z bielizną — wyjmuje koszulę, kołnierzyk i zapytując machinalnie).
JADWIGA, jaki weźmiesz kołnierzyk? czy wykładany?
RYSKIEWICZ. Sam nie wiem! Zdaje mi się, że w wykładanym nie jest mi do twarzy...
JADWIGA. A więc?...