Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. VI.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to, co ty, ojcze nazywasz obowiązkiem moim, da powód pomnożenia się liczby takich nierozumiejących się istot. I ja mam czekać na to wypełnienie obowiązku? Mam brać udział w tej zbrodni? Nigdy!...
ANTONIEWSKI (spokojnie patrzy w przestrzeń) A jednak tak być musi... Większość ludzi przychodzi na świat w podobnych warunkach.
JADWIGA (rozpaczliwie). I ta większość cierpi, męczy się, pokutuje... Ja to wiem najlepiej... ja... ja dziecko obowiązku, dziecko nieporozumienia!...

(pada z płaczem na krzesło i ukrywa twarz w dłonie).

ANTONIEWSKI. Milcz!... Sama nie wiesz, co mówisz! Boże mi przebacz — lecz ty zdajesz się sądzić, swoich rodziców!

SCENA TRZECIA.
ANTONIEWSKA. — ANTONIEWSKI. — JADWIGA.
ஐ ஐ

ANTONIEWSKA (wchodzi żywo zaaferowana). A... jeszcze jesteś tutaj?... Dzień dobry, Jadziu... idąc do miasta, wstąpiłam sama, chcąc cię prosić, ażebyś nam na wieczór pożyczyła srebra i kieliszki do czerwonego wina. Przyjdziecie oboje!... Będą Podczaszyńscy — zdaje się, że się wreszcie ten marjaż sklei... (idzie do kredensu, otwiera i wyjmuje kieliszki). Ja sama wyjmę kieliszki, bo jeszcze sługa potłucze. — Koszyczki także wezmę... (przerywa, patrząc na