Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
FEDYCKI.

Właśnie — pora myśleć o kaloszach. Stój, nie ruszaj się.

(zaczyna chyłkiem, zginając się, iść ku lampie i gasi ją).
ŻONA.

Co robisz? Teraz dopiero on pomyśli, że się dzieje Bóg wie co.

FEDYCKI.

Głupia jesteś!

ŻONA.

Ty jesteś głupi. —

FEDYCKI.

Stój i nie ruszaj się.

(idzie do przedpokoju, po chwili wraca).

Zamknęła się.

ŻONA.

Kto?

FEDYCKI.

Wdowa. — Czy jest jeszcze? może poszedł?

ŻONA
(ostrożnie zagląda).

Nie widzę. Taki śnieg.

FEDYCKI.

Czekaj. Ja na chwilę okno otworzę.

ŻONA.

Jeszcze czego. Teraz mi się obaj przeziębicie... o! widzę go! jest... Stoi nieruchomy, jak słup,,, A to! a to!