Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. IV.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WDOWA.

Muzyk nie jest głuchy — przeciwnie. Słyszałby. — Wychodzę — a! jeszcze!... Tam na dole ktoś stoi, jakiś pan — patrzy ciągle w okna...

(wychodzi).
ŻONA
(biegnie do okna).

Gdzie?

FEDYCKI.

Co robisz? warjatko!

(leci za nią).
ŻONA.

Jezus! to on!

(oboje zwracają się ku ścianie między oknami i tak pozostają przylepieni do ściany).
FEDYCKI.
(szeptem).

A mówiłem, było lepiej z domu nie wychodzić.

ŻONA
(j. w.)

Bóg wie gdzie chodziłam przedtem — wzięłam dorożkę, a ten się za mną powlókł.

FEDYCKI.

A powlókł.

ŻONA.

Teraz sterczy w takim śniegu — i pewnie bez kaloszy.