Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
(Bierze kwitki i wrzuca do kominka, rozsypując po podłodze, sam staje tyłem do kominka. Szmul manewruje tak, aby się dostać do leżących kwitków, które, mówiąc, zgarnia i chowa do kieszeni).
SZMUL.

Niech tylko wszyscy jaśnie pana tak kierują, jak ja... Albo z tym lasem, proszę jaśnie pana, czy to nie czysta dla nas strata?..

JAŚNIE PAN.

O, ja wiem! wy zawsze tylko tracicie a my na was zarabiamy.

SZMUL.

Żeby to jeszcze jaśnie pan mojemu Chaimkowi chciał werszki sprzedać... onby zaraz zakontraktował.

JAŚNIE PAN.

Nie chcę.

SZMUL.

Jaśnie pan będzie litościwy dla rodziny Szmula. Tyle mam dzieciów, to o każdego muszę dbać.

JAŚNIE PAN
(śmiejąc się).

Czemu ty, żydzie, tyle dzieciów miał? Czy ja ci kazał?

SZMUL.
(kuca przy kominku i zbiera kwity).

No! niech się jasny pan zdrów śmieje! Szmul się nie pogniewa. Szmul dobry a jaśnie pana kocha jak syna i tylko jego dobra pragnie.